Stanom Zjednoczonym nie brakuje wrogów, którzy nie są fundamentalistami islamskimi, takich jak komunistyczne tyranie w Korei Północnej bądź na Kubie. Ci przeciwnicy - dziesiątki dyktatorów - nie sięgają jednak tak daleko, nie mają takich ambicji i takiej żywotności jak wojujący islam. Muzułmanie, jego potencjalne zaplecze, stanowią jedną szóstą ludzkości, mają wysoki przyrost naturalny i są obecni właściwie w każdej części świata. Wojujący islam jest współcześnie jedynym prawdziwie witalnym ruchem totalitarnym. Ten ruch uważa się za jedynego rywala i nieuniknionego następcę cywilizacji Zachodu.
Trzy kręgi islamu Zaplecze wojującego islamu tworzą trzy główne kręgi. Pierwszy z nich, swego rodzaju rdzeń, składa się z ludzi podobnych do Osamy bin Ladena i członków Al-Kaidy. Cechuje ich fanatyzm, są wyjątkowo niebezpieczni. Ich liczba nie przekracza kilku tysięcy. Krąg drugi stanowi o wiele większa liczba potencjalnych bojowników, którzy sympatyzują z radykalną, utopijną wizją Al-Kaidy, ale do tej organizacji nie należą. Swe poglądy wyrażają niemal codziennie od momentu wybuchu wojny w Afganistanie - to głównie akty nienawiści wobec Stanów Zjednoczonych i entuzjazm dla dalszych ataków wymierzonych w USA. Według mojej wiedzy, ludzie z drugiego kręgu to 10-15 proc. liczącej miliard osób muzułmańskiej społeczności, a więc 100-150 mln ludzi. Trzeci krąg stanowią muzułmanie, którzy nie akceptują programu wojującego islamu, ale podzielają jego wybujały antyamerykanizm. Szacuję, że połowa świata muzułmańskiego - a więc 500 mln osób - większą sympatią darzy Osamę bin Ladena niż George'a Busha. Współczesny islamski radykalizm jest gniewną odpowiedzią na pytanie, które muzułmanom nie dawało spokoju co najmniej przez 200 lat. Przez pięć wieków, przed rokiem 1800, potęga i bogactwo świata islamu malały, a narody "niewiernych" wyprzedziły go w wyścigu cywilizacji. Muzułmanie pytali samych siebie: co złego się wydarzyło? Jeśli islam przynosi łaskę bożą, to czemu muzułmanie tak słabo sobie radzą? W nadziei, że uda się znaleźć odpowiedź na to pytanie, wybierali wszystkie drogi inne niż demokracja i wolny rynek, zwracając się ku ideologiom ekstremistycznym, od faszyzmu i marksizmu-leninizmu po panarabizm i pansyrianizm. W istocie współczesny radykalizm wyznawców Allaha jest gniewną odpowiedzią na słabość świata islamu, swego rodzaju formą odreagowania kompleksów. Wojujący islam jest najpopularniejszą, najbardziej kłamliwą i najgroźniejszą z dotychczasowych ideologii.
Twardy kurs Ośrodki finansowe na całym świecie - od Zjednoczonych Emiratów Arabskich po Hongkong - należy zmusić do ostrego rea-gowania na wypadki prania pieniędzy przeznaczonych dla ugrupowań terrorystycznych przez "islamskie organizacje charytatywne". Prezydent Francji Jacques Chirac przyznał, że "Europa była schronieniem" dla islamskich ekstremistów i na ten problem należy zareagować. Wojna z wojującym islamem wpłynie też na wewnętrzną sytuację Stanów Zjednoczonych. Chodzi o to, by nie dopuścić, aby żyjący wśród nas radykalni przeciwnicy Zachodu mogli wyrządzić nam krzywdę. Środki prewencji powinny obejmować wypędzanie z kraju, więzienie i inne sposoby ograniczania ekstremizmów. Powoduje to konieczność zmiany prawa imigracyjnego. Trzeba skończyć z praktyką, w której myśl zakłada się, że każdy, kto zamierza odwiedzić Stany Zjednoczone lub wyemigrować do USA, dobrze życzy naszemu krajowi. To - między innymi - oznacza "zadawanie wielu pytań, które dotychczas nie były zadawane" (jak powiedział George W. Bush). Oznacza to również trybunały wojskowe tam, gdzie trzeba, w niektórych wypadkach ograniczenie przywilejów w stosunkach adwokatów z klientami oraz konieczność wykrywania za wszelką cenę "uśpionych" i czynnych terrorystów. Musimy przyjąć twardy kurs. Przywołajmy w tym momencie sformułowanie George'a Kennana ze słynnego artykułu w "Foreign Affaires" pt. "Źródła postępowania Sowietów" (1947 r.), dotyczącego zagrożenia ze strony komunizmu: "Głównym elementem każdej polityki Stanów Zjednoczonych wobec wroga musi być długofalowe, cierpliwe, lecz stanowcze, czujne powstrzymywanie ekspansywnych tendencji totalitaryzmu". Celem naszej walki musi być przekonanie zwolenników stosowania przemocy, że używanie siły przeciwko Amerykanom jest w najlepszym razie nieskuteczne, a w najgorszym przynosi skutki odwrotne od zamierzonych. Jedyną drogą do osiągnięcia tego celu jest odstraszenie fundamentalistów, a to wymaga stanowczości i cierpliwości, jakich Amerykanie nie wykazali od dawna.
Fundamentaliści kontra muzułmanie Światowy konflikt naszych czasów rozgrywa się między członkami tej samej cywilizacji: między islamskimi fundamentalistami a tymi, których możemy nazwać umiarkowanymi muzułmanami (rozumiejąc, że umiarkowany nie znaczy liberalny ani demokratyczny, lecz tylko antyfundamentalistyczny). Podobnie jak Zachód rozprawił się z faszyzmem i komunizmem, tak świat muzułmański będzie musiał wyplenić wojujący islam. Walka o ducha islamu może potrwać wiele lat i kosztować wiele ofiar. Jest bardzo prawdopodobne, że będzie to największa ideologiczna batalia naszej epoki od czasu zimnej wojny. Naszymi sojusznikami pozostają umiarkowani muzułmanie. Jeśli około połowy populacji świata muzułmańskiego nienawidzi Ameryki, to druga połowa jest wolna od tego uczucia. Umiarkowani muzułmanie, niestety, nie są zorganizowani i prawie nie słychać ich głosu. Stany Zjednoczone potrzebują ich jednak - ich moc ducha dopełni siły Waszyngtonu. Inna rzecz, że szanse wzmocnienia umiarkowanych muzułmanów rzadko były tak małe jak dziś, kiedy dominuje radykalizm, dżihad, ekstremistyczna retoryka, konspiracyjny styl myślenia i kult śmierci. Niemniej jednak umiarkowani muzułmanie istnieją i mają wiele do zaoferowania - nie tylko dogłębną wiedzę o wojującym islamie i jego potencjalnych słabościach. Nade wszystko - jeśli znaleźć wśród nich sojuszników - wniosą autentyczność do każdej kampanii skierowanej przeciwko wojującemu islamowi, a zarzuty o "islamofobię" stracą dzięki nim propagandową nośność. Musimy umieć ich pozyskać.
Tekst pochodzi z najnowszej, jedenastej już książki Daniela Pipesa "Wojujący islam sięga po Amerykę" Tłumaczył David M. Dastych