Tłumaczył: David M. Dastych
W prywatnych rozmowach, które odbyłem z urzędnikami administracji Busha w ubiegłym tygodniu, zostałem mile zaskoczony ich realizmem w ocenie „mapy drogowej" – popieranego przez USA planu zahamowania przemocy w stosunkach palestyńsko-izraelskich. Ale mimo to obawiam się, że sprawy mogą potoczyć się na opak. Obawy te wynikają z siedmioletnich (1993 – 2000) doświadczeń palestyńsko-izraelskich negocjacji dyplomatycznych Rundy Oslo, kiedy oparte na dobrych chęciach izraelskie inicjatywy rozwiązania konfliktu tylko ów konflikt pogorszyły. Z tej rundy dyplomatycznej wyprowadziłem dwie główne lekcje na temat palestyńsko-izraelskich negocjacji:
- Dopóki Palestyńczycy nie zaakceptują istnienia Izraela, podpisane przez nich porozumienia pozostaną tylko skrawkiem papieru.
- Dopóki Palestyńczycy nie zostaną zmuszeni do wyrzeczenia się przemocy, porozumienia z nimi będą tylko nagradzać terroryzm i w konsekwencji przyniosą więcej przemocy.
Moja dzisiejsza ostrożność dotyczy obu punktów. Palestyńskie ambicje zniszczenia Państwa Żydowskiego pozostają nadal żywe. A zdolność rządu USA do wymuszenia palestyńskich ustępstw bardziej skutecznie niż czyni to Izrael pozostaje wątpliwa. Pytani wielokrotnie o palestyńskie intencje i amerykański monitoring, wyżsi urzędnicy, z którymi rozmawiałem, przedstawili mi zadziwiająco trzeźwe analizy:
- Na temat palestyńskich zamiarów zniszczenia Izraela, powtórzyli ostatnie oświadczenie sekretarza stanu – Colina Powella, że obawia się on, że „organizacje terrorystyczne nie zarzuciły dążeń do zniszczenia państwa Izrael".
- Na temat potrzeby wprowadzenia w życie podpisanych porozumień, obaj urzędnicy upierali się, że dyplomacja „mapy drogowej" zatrzyma się z piskiem opon, jeśli Palestyńczycy nie dotrzymają słowa. Jeden z rozmówców nawet dodał ochoczo, że nie można wymagać od Izraela wypełnienia danych przyrzeczeń jeśli Palestyńczycy sprzeniewierzą się swoim.
Byłem szczególnie zadowolony ze skromności ich aspiracji. Jeden z urzędników ujął to tak: "Mamy do czynienia ze strzałem w pokój". Pokreślił przy tym, że prezydent Stanów Zjednoczonych nie może po prostu pstryknąć palcami i oczekiwać, że Palestyńczycy postąpią tak, jakby zostali przywołani do porządku. Przyznał, że jest bez wątpienia świadomy, że ten projekt jest ryzykowny i że nadzieje i szanse na sukces „mapy drogowej" nie są wcale tak dobre. Odebrałem to jak przyjemną muzykę dla mych sceptycznych uszu.
Mimo to, martwię się. Czy natura ludzka i inercja rządowej machiny razem wzięte nie zachęcą administracji Busha do przepchnięcia „mapy drogowej" do końca, przeskakując nad niemiłymi szczegółami by osiągnąć postęp? Załóżmy, że palestyńska przemoc nie ustanie; czy nie pojawi się pokusa by ją zignorować na rzecz ścisłego trzymania się dyplomatycznego harmonogramu?
Tak bywało już przedtem, kiedykolwiek demokracje negocjowały z totalitarnymi wrogami by zakończyć z nimi konflikt: poczynając od brytyjsko-francuskich prób obłaskawienia Nazistowskich Niemiec w latach 1930, potem w okresie amerykańsko-sowieckiego odprężenia lat 1970, dotyczy to także izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego w latach 1990 i tzw. słonecznej polityki Korei Południowej wobec Korei Północnej od roku 1998. W każdym przypadku, łudzenie się, że wsypanie cukru do filiżanki przyniesie oczekiwane rezultaty trwało tak długo, aż wielki wybuch zniweczył wszelkie wysiłki (przykłady: napad Niemiec na Polskę, sowiecka inwazja Afganistanu , druga intifada).
Teoretycznie amerykańscy twórcy polityki mogą przełamać ten zły wzorzec. Jeśli palestyńska przemoc skierowana przeciwko Izraelowi miałaby trwać nadal, mogliby powiedzieć coś w rodzaju: „No dobrze, staraliśmy się jak najlepiej, ale Palestyńczycy nas zawiedli. „Mapa drogowa", w zasadzie dobry pomysł, musi być odroczona do czasu, kiedy będą do niej gotowi. Tymczasem musimy dać sobie z tym spokój".
Ale czy mogą? Prawdopodobnie dowiemy się o tym dość szybko, jako że przemoc trwa pomimo oznak, że Autonomia Palestyńska rozpoczęła tłumić ją, a trzy palestyńskie ugrupowania terrorystyczne zgodziły się na „hudnę" („tymczasowe zawieszenie broni") 29 czerwca.
Izraelski minister obrony – Shaul Mofaz podsumował sytuację w ten sposób: „Nastąpił pewien spadek ilości terrorystycznych ostrzeżeń, a także odnotowano pewne obniżenie podżegania, lecz [Palestyńczycy] nadal mają przed sobą długą drogę do wypełnienia swych zobowiązań".
Jak daleko wymagający będzie rząd USA wobec tych zobowiązań? Niepokojący sygnał pojawił się przed tygodniem, kiedy Powell oświadczył: „ Nie możemy pozwolić na to [...] aby małe incydenty albo jeden incydent zniszczyły obietnicę realizacji „mapy drogowej", która jest teraz przed nami".
Oslo jest o jeden śliski stok wstecz – by uchronić się przed powtórką tej katastrofy, amerykańskie władze powinny odrzucić wszelką przemoc, miast przymykać oczy na „małe incydenty".
Celem, który wszyscy powinni sobie mocno zanotować w pamięci, nie jest podpisanie jeszcze jednego porozumienia lecz (na krótką metę) położenie kresu terroryzmowi, a (na długą) palestyńskie uznanie Izraela jako suwerennego Państwa Żydowskiego.