Dlaczego, zaledwie w dwa tygodnie od rozpoczęcia 209 tygodniowego okresu, mamy oceniać nowego amerykańskiego prezydenta w tak ulotnej sprawie jak Środkowy Wschód i islam? W przypadku Baracka Obamy dlatego, że:
(1) Wiele kontrowersji: jego historia obfituje w kontakty z tak radykalnymi anty syjonistami jak Ali Abunimah, Rashid Khalidi, oraz Edward Said; islamistami, ugrupowaniem Nation of Islam (NOI) oraz reżimem Saddama Husseina. Z drugiej strony, od swego wyboru na prezydenta w jego decyzjach przeważają w dużej mierze nominacje centrolewicowe i niektóre jego wypowiedzi przypominają politykę jego poprzedników z Oval Office (Owalne Biuro miejsce pracy prezydenta USA – przyp.tłum.).
(2) Nadmierna rola Bliskiego Wschodu i islamu: pierwsze dwa tygodnie prezydenta Obamy to mowa inauguracyjna, w której wspominał o Bliskim Wschodzi i islamie w widoczny sposób, pierwsza telefoniczna rozmowa dyplomatyczna która odbyła się z Mohamoudem Abbasem z Palestyńskiej Administracji, wyznaczenie dwóch wysoko notowanych wysłanników (specjalny wysłannik na Bliski Wschód George Mitchel oraz Richard Holbrooke do Indii, Pakistanu i Afganistanu) i pierwszy wywiad, który został udzielony arabskiemu kanałowi telewizji Al-Arabia.
A co zrobić z takim zamieszaniem?
Afganistan i Irak: żadnego zaskoczenia – sprawy Afganistanu znajdują się na pierwszym miejscu, a Irak znacznie dalej ("zobaczycie, że zrobię to, co należy, wycofam wojska z Iraku").
Iran: prezydent wyraża wolę rozmów z irańskim reżimem równocześnie negatywnie oceniając działania Teheranu ("Iran działa w sposób,... który nie prowadzi do pokoju i powodzenia").
Konflikt arabsko izraelski: dziwaczne połączenie: z jednej strony są zapewnienia izraelskiego bezpieczeństwa i nie potępia się wojny Izraela z Hamasem, z drugiej jest również pochwała dla "Planu Abudullacha", inicjatywy z 2002 roku, według której arabskie kraje mają zaakceptować istnienie Izraela pod warunkiem powrotu Izraela do granic z czerwca 1967 roku. Planu, który w porównaniu z innymi dyplomatycznymi inicjatywami jest niejasny i wskazuje na zaufanie do arabskiej życzliwości. 10 lutego wybory w Izraelu, prawdopodobnie wyłonią rząd, który nie będzie przychylnie skłaniać się ku takim postawom, czarując chwiejne amerykańsko izraelskie relacje stojące przed nową władzą.
Wojna z terrorem: Jak ogłosił jeden z analityków, Obama "kończy wojnę z terrorem", lecz jest to spekulacja. Tak, już 22 stycznia, Obama odnosił się do "podejmowania stałych działań przeciwko przemocy i terroryzmowi", unikając powiedzenia "wojna z terroryzmem", lecz później, tego samego dnia, szczegółowo mówił o "wojnie z terroryzmem". Biorąc pod uwagę liczne niezdarne zwroty George'a W. Busha o tej wojnie- w tym również stwierdzenie: "wielkiej walki przeciwko ekstremizmowi, który obecnie jest wypuszczany poza granice Bliskiego Wschodu" - brak konsekwencji u Obamy bardziej wskazuje na kontynuację działań Busza, niż jakąś zmianę.
Sięganie do muzułmańskiego świata: wzmianki Obamy o chęci powrotu do "tego samego szacunku i partnerstwa, jakim Ameryka i muzułmański świat cieszyły się ostatnio 20 czy 30 lat temu" rewiduje historię, ignorując fakty, że 1989 rok był zły dla amerykańsko muzułmańskich relacji, a 1979 jeszcze gorszy. (W samym listopadzie 1979 Homeini obalił szacha Iranu, a następnie zajął amerykańską ambasadę w Teheranie, podczas gdy islamskie powstanie w Mecce zainspirowało ataki na amerykańskich misjonarzy w ośmiu głównie muzułmańskich krajach.)
Demokracja: Niemniej, spoglądanie wstecz na złote czasy "20 czy 30 lat temu" zawiera pewne konkretne przesłanie, jak wskazuje Fouad Ajami. Ten zwrot sygnalizuje "powrót do Realpolitik i tego co zawsze" w relacjach z muzułmańskim światem. "Plan wolności" ("freedom agenda") Busha od ponad trzech lat jest wycofywany, tak więc, teraz przy Obamie, terroryści mogą oddychać jeszcze swobodniej.
Ostatecznie, jest jeszcze sprawa osobistych więzi Obamy z islamem. W czasie swej kampanii, potępiał dyskusje na temat jego powiązań z islamem jako "kupczenie strachem" (fear-mongering) a ci, którzy podejmowali temat zostali oszkalowani. Obama tak bardzo zniechęcał do używania swego środkowego imienia, Hussein, że John McCain przepraszał za swego przedmówcę, który w czasie kampanii śmiał wspomnieć pełne nazwisko: "Barak Hussein Obama". Zasady dramatycznie zmieniły się po wyborach, wraz z przysięgą złożoną przez "Baracka Husseina Obamę" i oficjalnym dobrowolnym przyznaniem się prezydenta, który powiedział: "Mam muzułmańskich członków rodziny, mieszkałem w muzułmańskich krajach",.
Trudno zrozumieć, że rodzinne powiązania kandydata na prezydenta z islamem postrzegane w czasie kampanii jako niekorzystne, nagle, gdy objął on urząd , stają się przydatne do pozyskania muzułmańskiej życzliwości. Co gorsza, jak obserwuje Diana West: "od czasów Napoleona żaden przywódca zachodniego supermocarstwa nie przemawiał tak wprost i bez żenady do ludzi muzułmańskiego świata".
Podsumowując: o ile wycofanie się Obamy z planu demokratyzacji (Bliskiego Wschodu – przyp.tłum.) znaczą niefortunną i główną zmianę w polityce to jego przepraszający ton i wyraźna zmiana wyborców prezentują o wiele bardziej fundamentalny i martwiący kierunek.