Tłumaczył: David M. Dastych
Czy "mapa drogowa", którą niedawno zaprezentował prezydent Bush, będzie skuteczniejsza od wcześniejszych, nieudanych negocjacji palestyńsko-izraelskich? Tak – jeśli uniknie się powtarzania tych samych błędów.
Fiasko ostatniej rundy pojawiło się już na starcie, 13 września 1993 roku – w dniu, kiedy w symbolicznym geście na trawniku Białego Domu podali sobie dłonie dwaj zaprzysiężeni wrogowie Yitzak Rabin i Yaser Arafat i podpisali porozumienie z Oslo.
Bez większego rozgłosu, inicjatywa z Oslo umarła naturalną śmiercią w tym momencie, gdy wcześniej nagrane przemówienie Arafata do Palestyńczyków ukazało się w jordańskiej telewizji: Arafat unikał w nim jakiejkolwiek wzmianki o zawarciu pokoju z Izraelem lub potępienia terroryzmu, które były przecież istotą podpisanego w tym dniu porozumienia. Zamiast tego, wyjaśnił w jaki sposób podpisanie przez niego porozumienia z Oslo wpisuje się w kontekst zniszczenia Izraela.
Arafat przypomniał telewidzom o decyzji Organizacji Wyzwolenia Palestyny z 1974 roku, która mówi o ustanowieniu "narodowych rządów w każdej części terytorium Palestyny, która została wyzwolona lub z której Izraelczycy wycofali się". Przedstawił więc porozumienie z Oslo jako krok w kierunku stopniowego rozmontowania Izraela.
Odpowiadając, Rabin powinien był natychmiast przerwać dalsze negocjacje. Powinien był ogłosić dopiero co podpisane porozumienie za nieważne, ponieważ Arafat złamał jego najważniejszą zasadę - uznanie przez Palestyńczyków Państwa Żydowskiego. Rabin powinien był zawiesić swoją część wynegocjowanych zobowiązań do czasu, kiedy Arafat wystąpi ponownie, by wyrzec się przemocy i zaakceptować na zawsze istnienie Izraela.
Ale Rabin, rzecz jasna, nic takiego nie zrobił, nic wówczas i nic potem, w trakcie trwania jego rządów, mimo tysięcznych przypadków podżegania i przemocy. Nic nie zrobili też jego następcy. Przeciwnie: Izraelczycy okazali taką obojętność wobec przemocy skierowanej przeciwko nim samym, że – nawet gdy przemoc nie ustała – wycofali się z dużej części Zachodniego Brzegu i strefy Gazy.
Co charakterystyczne, najdalej idące ustępstwa wobec Palestyńczyków nastąpiły po wrześniu 2000 roku, po rozpoczęciu się trwających do dziś aktów przemocy.
To, co wydawało się nielogiczne, miało swoje powody. W 1996 roku wyjaśnił je na łamach Middle East Quartely Douglas Feith (obecnie podsekretarz Departamentu Obrony ds. politycznych). Przywódcy Izraela, napisał, byli zaangażowani w „proces wycofywania się, miast w proces pokojowy". Jak ujął to inny polityk, Zachodni Brzeg i Gaza były [dla Izraela] tylko "obciążeniem i przekleństwem". W rezultacie, rząd izraelski jednostronnie wycofał się z tych terytoriów.
Arafat wykorzystał tę zaistniałą sytuację udając, że potępia przemoc i akceptuje Izrael, podczas gdy w rzeczywistości czynił odwrotnie. Kiedy Izrael pozwolił Palestyńczykom na bezkarne łamanie porozumień, Palestyńczycy (co nie było zaskoczeniem) poczęli je lekceważyć – nabierając jeszcze większej odwagi by zabijać obywateli Izraela. W końcu rozpoczęli powstanie, intifadę al. Aksa, i runda dyplomatyczna z Oslo upadła.
Historia ta ma bezpośrednie odniesienia do "mapy drogowej". Tym razem impet dyplomatyczny wychodzi z Waszyngtonu, a nie z Jerozolimy, a ponieważ palestyńska przemoc rozgorzała na nowo ( siedmiu Izraelczyków zostało zamordowanych już po ogłoszeniu „mapy drogowej"), to Amerykańscy politycy podejmą decyzje w jaki sposób na przemoc odpowiedzieć.
Bush słusznie podkreślił potrzebę "ostatecznego zakończenia" przemocy i oficjalnego podżegania do niej. Obiecał także, że dołoży starań aby "zobowiązania zostały wykonane". Najważniejszą kwestią pozostaje to, czy takie oświadczenia są pustą retoryką typu Oslo, czy są rzeczywiście wykonalne.
Co wydarzy się jeśli:
- Obietnica Mahmuda Abbasa (Abu Mazena) "energicznych działań przeciwko podżeganiu , przemocy i przejawom nienawiści, w jakiejkolwiek formie i na jakimkolwiek forum" będzie tak samo pusta jak wcześniejsze zapewnienia Arafata?
- Jego potępienie „terroru wobec Izraelczyków, gdziekolwiek występuje" będzie bez znaczenia?
- Hamas and Islamic Jihad zaangażują się w przemoc przeciw Izraelczykom?
Pojawi się znów pokusa – jak czynił to rząd izraelski podczas rundy z Oslo – by przejść do porządku dziennego nad naruszeniami porozumień ze strony Palestyńczyków, z nadzieją, że przyszłe korzyści jakoś skłonią ich do zaprzestania podżegania i przemocy. Ale takie podejście skończyło się ostatnio klęską i tak się może skończyć również tym razem.
Ironią może być to, że jeśli prezydent Bush chce poważnie podejść do obecnej rundy dyplomatycznej i zapewnić jej powodzenie, musi być gotów opóźnić założone terminy realizacji porozumienia do czasu, kiedy Palestyńczycy prawdziwie wypełnią to, czego od nich wymaga
Jesienią ubiegłego roku Biały Dom ustanowił politykę „zero tolerancji" dla gwałcenia rezolucji ONZ przez Irak; dziś musi podobnie postąpić wobec Palestyńczyków: każdy akt podżegania lub usankcjonowanej przemocy musi doprowadzić do zamrożenia procesu pokojowego. Takie postępowanie umożliwi administracji Busha doprowadzenie do palestyńsko-izraelskiego pojednania. Ale ignorowanie przemocy sprawi, że sprawy obrócą się na gorsze niż obecnie.