Wiele osób, republikanów nie wyłączając będzie Trumpowi patrzeć na ręce. Jeżeli zdarzą mu się większe wpadki jestem sobie w stanie wyobrazić koalicję dążącą do jego impeachmentu. Chyba, że stanie się normalnym prezydentem, wsłuchującym się w głosy innych. W takiej sytuacji impeachment nie przejdzie – mówi Daniel Pipes, dyrektor Middle East Forum w rozmowie z Olgą Doleśniak-Harczuk.
Daniel Pipes – historyk, pisarz, komentator polityczny i dyrektor think tanku Middle East Forum. Absolwent Harwardu. Autor szesnastu książek, prywatnie syn Richarda Pipesa. W kampanii wyborczej w 2008 roku był doradcą ubiegającego się wtedy o nominację Republikanów Rudolpha Giulianiego.
*Zaskoczyło Pana zwycięstwo Donalda Trumpa?
Z każdą kolejną chwilą [kampanii] czułem się coraz bardziej zdumiony tym jak Trump rośnie w siłę. Do tej pory nie mogę otrząsnąć się z szoku. Dowiedziałem się przy okazji tych wyborów wiele nowego o moim własnym kraju i o Republikanach. I to nie były dobre newsy.
*Dlaczego Trump wygrał i z drugiej strony, co zadecydowało o porażce Hillary Clinton?
Trupowi udało się przekonać do siebie wiele osób, które zwykle oddawały swój głos na Demokratów. Z drugiej strony Hillary zabrakło, z ogólnie wiadomych powodów, wystarczającego poparcia. Była marną kandydatką, jej skorumpowanie, kłamstwa i słaba strategia w kampanii wyborczej zrobiły resztę. Zdobyła co prawda więcej głosów, ale nie w tych miejscach co trzeba.
*W październiku wieszczył pan, że nawet jak Trumpowi uda się wygrać to szybko dojdzie do jego impeachmentu. Nadal Pan tak uważa?
Wiele osób, niektórych republikanów nie wyłączając będzie mu patrzeć na ręce. Jeżeli zdarzą mu się większe wpadki jestem sobie w stanie wyobrazić koalicję dążącą do jego impeachmentu. Chyba, że stanie się normalnym prezydentem, wsłuchującym się w głosy innych. W takiej sytuacji impeachment nie przejdzie.
*Dr. Walid Phares, doradca prezydenta-elekta ds. Bliskiego Wschodu zasygnalizował, że nowa administracja wystąpi m.in. rewizję atomowego dealu z Iranem i uznania Jerozolimy za stolicę Izraela. Co będzie oznaczała prezydentura Trumpa dla polityki USA na Bliskim Wschodzie?
Na tak wczesnym etapie trudno powiedzieć na ile znaczące są komentarze Pharesa. Prognoza dotycząca przyszłej polityki bliskowschodniej Donalda Trumpa, i w zasadzie każdej innej polityki w jego wydaniu jest niemożliwa chociażby z uwagi na to jak często zmienia on zdanie w różnych kwestiach.
* W 2008 roku zauważył pan, że w 2008 r. Barack Obama pierwszy telefon wykonał do Mahmouda Abbasa a Trump jako prezydent elekt najpierw zadzwonił do Benjamina Netanyahu. To ważny sygnał dla Izraela?
I znowu dotykamy tego samego problemu - biorąc pod uwagę niestałość Trumpa i osób z jego otoczenia prognozowanie jego posunięć w polityce zagranicznej jest z góry skazane na porażkę. Wolałbym się wstrzymać z oceną do czasu aż poznamy więcej szczegółów.
*Myśli pan, ze Trump mógłby w swoim przyjaznym stosunku do Rosji prześcignąć autora resetu, Baracka Obamę?
Zdaje się, że to możliwy wariant. Jednak, tak jak zaznaczyłem wcześniej, w przypadku Trumpa zmiana stanowiska może nastąpić w każdym momencie.
*A czy panika w Europie Zachodniej wywołana porażką Clinton jest uzasadniona?
Jak najbardziej. Trump jest narcystycznym, niestałym w swych poglądach i rozgadanym narcyzem. I jego radosna twórczość nie zna granic. Chyba, że odnajdzie się w byciu prezydentem i znormalnieje. Czas pokaże.
*Jakich zmian w samej Ameryce spodziewa się pan po prezydenturze Trumpa, mówi się o "konserwatywnej rewolucji"...
Trump nie jest konserwatystą. Nie wypowiada się na temat wolności osobistej, ograniczenia władzy rządu, tradycyjnych wartości, silnej polityki zagranicznej czy innych pokrewnych tematów z konserwatywnego repertuaru. Nie wiemy kim jest w sensie politycznym i on sam również tego nie wie, ale cierpliwości, już niebawem wszystkiego się dowiemy.