Gdy prowadzi się wojnę z terrorem, miło było by pomyśleć, że jest w niej rola dla tych kilku amerykańskich uczonych, którzy ostrzegali o niebezpieczeństwie grożącym ze strony wojującego islamu – przed 11 września [2001]. A tymczasem nominacja Daniela Pipesa - naukowca zajmującego się Bliskim Wschodem – na członka Zarządu Amerykańskiego Instytutu Pokoju (U.S. Institute of Peace) przekształciła się w jedną z najbardziej zażartych potyczek prezydentury Busha, toczonych wokół nominacji na stanowiska.
Zwróćcie uwagę, że nie jest to dożywotnia nominacja na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego USA. Chodzi o stanowisko we względnie mało znanym instytucie doradczym, przyznawane na okres czterech lat. Instytut Pokoju został ustanowiony przez Kongres w 1984 roku, aby prowadzić badania nad nie militarnymi rozwiązaniami konfliktów międzynarodowych. Instytut ten zyskał sobie miano politycznie centrowego, nie wspominając już o tym, że czasami oferował polityczne synekury. Pan Pipes byłby w nim czymś więcej niż kadencyjnym urzędnikiem. Jest on założycielem i dyrektorem Middle East Forum (Forum Bliskowschodniego) w Filadelfii. Wykładał poprzednio na Harvardzie, na Uniwersytecie Chicagowskim (University of Chicago) i w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej (Naval War College). Jest autorem tuzina książek, z których wiele traktuje o islamie. Prowadzi pożyteczny serwis internetowy – http://www.memri.org/ – który umieszcza anglojęzyczne przekłady artykułów z prasy arabskiej. (Wczorajsza oferta: „Al. Kaida bierze odpowiedzialność za awarię prądu w ubiegłym tygodniu”). [Daniel Pipes prostuje: to pomyłka; nie jestem związany z http://www.memri.org]
Przez wiele lat pan Pipes podnosił alarm na temat islamskich organizacji terrorystycznych, działających w USA – pisał o tym m.in. w naszej gazecie [Wall Street Journal], razem ze Stevenem Emersonem - 13 sierpnia 2001 roku. Po 11 września udowodnił, że najlepszą kryjówką dla radykalnych muzułmanów w USA będą umiarkowane gminy muzułmańskie i meczety. Występował za tzw. profilowaniem, które oznacza – na przykład – że podczas kontroli w portach lotniczych poświęca się więcej uwagi młodym Arabom niż amerykańskim babciom. Jeśli badania opinii publicznej są prawidłowe, większość Amerykanów zgadza się z panem Pipesem w tej sprawie.
Z powodu swego daru przewidywania, pan Pipes jest teraz nazywany „rasistą” i „bigotem”. W ubiegłym tygodniu pewna grupa opozycyjna porównała jego nominację [do Instytutu Pokoju] do wyznaczenia byłego członka Ku Klux Klanu – Davida Duke’a – na stanowisko obrońcy praw człowieka. Rada Stosunków Amerykańsko Islamskich (CAIR) przewodzi atakowi, nazywając nominację pana Pipesa „policzkiem wymierzonym tym wszystkim, którzy starają się budować mosty porozumienia między ludźmi różnych wyznań”.
Każdy, kto czytał publikacje pana Pipesa, wie dobrze, że takie oskarżenia są absurdem. To prawda, pan Pipes ma zdecydowane poglądy, które z pasją wygłasza i z którymi czasami nie zgadzamy się. Ale bardzo często twierdził, że radykalny islam, a nie islam jako taki, stanowi zagrożenie. Jak powiedział, w zdaniu często powtarzanym przez jego zwolenników – „Wojujący islam jest problemem, umiarkowany islam – rozwiązaniem”.
W Senacie przewodzi kampanii przeciwko panu Pipesowi - Ted Kennedy, wspomagany przez innych demokratów –Toma Harkina i Chrisa Dodda oraz przez towarzyszącego im – Jima Jeffordsa. W ubiegłym miesiącu głosowanie w komitecie senackim zostało przełożone na później, po tym jak senator Kennedy wystąpił z atakiem [na Daniela Pipesa]. Mówi się teraz, że prezydent Bush planuje ominąć Senat i przyznać panu Pipesowi tymczasową nominację, gdy Kongres będzie na wakacjach. Takie rozwiązanie pozwoliłoby panu Pipesowi pozostać na stanowisku do końca przyszłego roku.
To dobry pomysł. Podtekstem dla potyczki o zatwierdzenie nominacji Pipesa jest rzeczywisty konflikt pomiędzy zwolennikami odmiennych poglądów na to, jak zwyciężyć terrorystów. Strona opowiadająca się za Pipesem wierzy, że należy doprowadzić do konfrontacji z nimi i pobić ich; strona przeciwna wierzy, że [terrorystów] można zmiękczyć i dokooptować Zatwierdzenie nominacji pana Pipesa mogło by wysłać ważny sygnał o tym, która ze stron rzeczywiście prowadzi politykę zagraniczną USA.