W wydarzeniu uczestniczył dodatkowy mówca, Nguyen Hoan, z ambasady Wietnamu Południowego w Waszyngtonie. |
Pięćdziesiąt lat temu ja i kilku przyjaciół mieliśmy czelność sponsorować coś, co nazwaliśmy "Counter Teach-In: An Alternative View" (Kontranauczanie: alternatywne spojrzenie). Miało to miejsce na Uniwersytecie Harvarda, 26 marca, 1971 roku i opowiadało się za amerykańskim zaangażowaniem w wojnę w Wietnamie - stanowisko mniej więcej tak oburzające w tamtym czasie na kampusie, jak teraz argumentowanie, że Izrael powinien pokonać Palestyńczyków.
Przeciwnicy wojny zakłócili to wydarzenie. W ten sposób uczynili pierwszy krok w kierunku tzw. "cancel culture" (bojkotowanie konkretnych ludzi), które opanowało życie kampusu, gdzie zarówno wykładowcy, jak i studenci są obecnie analizowani przez komisje arbitrażowe, zanim zostaną wylani lub wydaleni z uczelni za grzech wyrażania niewłaściwych poglądów. Podobnie mocne słowa i słabe działania kierownictwa Harvardu zapowiadały tchórzliwe postępowanie administratorów uniwersyteckich, którzy mówią odważnie, ale działają z opieszałością.
Wydarzenie
Counter Teach-In wyróżniało się jako "pierwsze znaczące wydarzenie polityczne na Harvardzie, zainicjowane przez konserwatywnych studentów od ponad pięciu lat", wyjaśniła gazeta studencka Harvard Crimson. Nasza mała, nieustępliwa ekipa, zorganizowana pod nazwą Studenci dla Sprawiedliwego Pokoju (Student's for a Just Peace, SJP), zaprosiła pięciu mówców, którzy mieli wyjaśnić dlaczego amerykańskie wojsko powinno wspierać rząd Wietnamu Południowego: Dolph Droge, doradca Białego Domu ds. Wietnamu; Anand Panyarachun, ambasador Tajlandii przy ONZ; Nguyen Hoan z ambasady Wietnamu Południowego w Waszyngtonie; I. Milton Sacks z Brandeis University; oraz Daniel E. Teodoru z Narodowego Studenckiego Komitetu Koordynacyjnego na rzecz Wolności w Azji Południowo-Wschodniej. Lawrence McCarty z American Conservative Union zgodził się poprowadzić to wydarzenie.
Zdjęcie z Boston Herald Traveler z 2 maja 1971 r., przedstawiająca sześciu członków SJP: od lewej John Preston, Frederick Holton, Arthur N. Waldron, Laszlo Pasztor, Jr, Stephen P. Rosen i Daniel Pipes. |
Dwie grupy wyróżniły się gwałtownością swojej reakcji na to wydarzenie: Studenci na rzecz Demokratycznego Społeczeństwa (z ang. Students for a Democratic Society, SDS, a pełna nazwa to: Students for a Democratic Society-Worker Student Alliance), zwolennicy seksu, narkotyków i rock 'n rolla; oraz w dużej mierze zapomniana Postępowa Partia Pracy (z ang. Progressive Labor Party, PLP), nazywana "maoistami z fryzurą crew cut", purytanie i złośliwcy. W ten sposób Nowa i Stara Lewica połączyły siły przeciwko nam, "reakcjonistom".
Wraz z innymi grupami lewicowymi spotkali się i postanowili zakłócić wykłady. Na ulotkach, które zostały rozlepione po kampusie przed wydarzeniem, PLP oświadczyło, że "pachołki", "rzeźnicy", "lokaje" i "nieudacznicy", którzy mieli wystąpić, "muszą zostać zniszczeni". Mówiąc bardziej prozaicznie, SDS wzywało jedynie, by ich "uciszyć i uniemożliwić im przemawianie". Niektórzy radykałowie uzasadniali tę reakcję tym, że to rząd Stanów Zjednoczonych (a nie garstka studentów) sprowadził mówców na kampus; jeden ze studentów nazwał nawet wydarzenie Counter Teach-In "spiskiem pomiędzy Harvardem a amerykańską agencją informacyjną, mającym na celu pokazanie, że ruch antywojenny jest martwy".
Przewidując masowy odzew, organizatorzy zarezerwowali największą salę Harvardu, Sanders Theatre, mieszczącą 1 238 osób. Zarówno SDS, jak i PLP zwołały wiece na godzinę 19.00, godzinę przed rozpoczęciem imprezy. Badacz ekstremizmu, Gordon D. Hall, donosił w Boston Herald Traveler, że większość publiczności pochodziła spoza Harvardu, w tym większość radykalnego przywództwa regionu. Tak wielka była wściekłość z powodu naszej bezczelności, by sprowadzić to, co obie grupy nazywały "zbrodniarzami wojennymi", że sala wypełniła się na długo przed planowanym rozpoczęciem. Jednak o wiele więcej osób próbowało wejść do środka; w opisie Boston Globe czytamy: "Setki partyzantów SDS (...) zgromadziły się przy wejściach i próbowały dostać się do okien na drugim piętrze".
Znaczna część przytłaczająco wrogo nastawionej publiczności milcząco wyrażała swoje poglądy, pokazując palcem, nosząc opaski na głowie, trzymając flagi Vietcongu i wymachując znakami z napisem "MORDERCA" i innymi hasłami. Wielu innych zakłócało spokój sycząc, bucząc, śpiewając, wykrzykując obsceniczności, krzycząc do megafonów i rytmicznie klaszcząc w dłonie. Wykrzykiwali różne hasła, zwłaszcza "Mordercy" i "USA – wypad z Wietnamu, rzeźnicy – wynocha z Harvardu". Trzaskali drewnianymi siedzeniami w sali, otwierając je i zamykając, otwierając i zamykając. Obrzucali scenę piankami marshmallows, zaślinionymi kulkami papieru, skórkami owoców, monetami i innymi drobnymi przedmiotami.
Zdjęcie z Newsweeka pokazało niektóre z wielu znaków "MORDERCA" podczas wydarzenia Counter Teach-In. |
Mówcy nie mieli szans. Ściana hałasu zagłuszyła trzech, którzy próbowali przemówić do publiczności: moderatora, przedstawiciela uniwersytetu i pierwszego mówcę. (Aby obejrzeć 41-minutowe nagranie audio z tego wydarzenia, kliknij tutaj). Archibald Cox, lat 59, były radca prawny Stanów Zjednoczonych (a później znany z Masakry Sobotniej Nocy), służył jako obrońca Harvardu podczas tego wydarzenia. Reprezentując uniwersytet w bardzo podziwianym i cytowanym oświadczeniu, błagał tłum, mówiąc "pozwólcie mi powiedzieć kilka słów w imieniu prezydenta i członków tego uniwersytetu w obronie wolności słowa". Ale tłum nie ustąpił i kontynuował hałas. Jego błaganie - "jeśli to spotkanie zostanie zakłócone... to wolność nieco obumrze" - pozostało niezauważone i wzgardzone; PLP później potępiło samą koncepcję wolności słowa jako "zgniłą ideę".
Pierwszy mówca, Dan Teodoru, próbował zwalczać ogień ogniem, taktyka, która zawiodła. Według słów oficjalnego dochodzenia Harvardu: "Wrzawa trwała nadal i z widowni rzucano w niego różnymi przedmiotami, z których kilka sam odrzucił w podobnym geście". Próbował również zawstydzić publiczność, obrzucając ją wyzwiskami, również bezskutecznie; zgiełk i chaos trwały przez 45 długich minut.
Śledztwo z Harvardu relacjonuje jak doszło do zakończenia wydarzenia: "W drugiej części spotkania osoby, którym policja uniwersytecka nie pozwoliła wejść do teatru, gdy sala wydawała się pełna, zaczęły walić w wyjścia przeciwpożarowe, szukając wejścia, i wybiły kilka okien, aby dostać się do środka, co stworzyło możliwość dalszej przemocy. Około godziny 20:45 spotkanie zostało odwołane na prośbę profesora Coxa, występującego w imieniu Uniwersytetu." Jego dokładne słowa: "W związku z obecnością tłumu ludzi, istnieje znaczne ryzyko przemocy. Proszę o przerwanie tego spotkania". Co bardziej barwne, PLP donosiło o taranie szykowanym do wyważenia drzwi teatru.
Pół tuzina harvardzkich policjantów eskortowało mówców z budynku przez rozbudowane podziemne tunele parowe uniwersytetu, tak jak to zrobili z ówczesnym sekretarzem obrony, Robertem McNamarą, kilka lat wcześniej. Organizatorzy SJP zaprowadzili mówców do stacji radiowej WGBH, która transmitowała wydarzenie, i tam, w zaciszu studia, kontynuowali przerwaną rozmowę.
Gdyby teatr nie był wypełniony przez przeważająco wrogo nastawiony tłum, należy zauważyć, że radykałowie mieli w planach bardziej gwałtowny scenariusz, jak ujawnił Hall, który zebrał informacje na temat ich przygotowań: "Mniejsza frekwencja może sprawić, że konieczne będzie wtargnięcie na scenę i siłowe przejęcie kontroli nad wykładem". Gdyby tak się stało, radykałowie zamierzali rzucić się na scenę; "tłok, popychanie i krzyki utrudniłyby komukolwiek wyodrębnienie konkretnej osoby. Chaos wystarczyłby również do uciszenia mówców, zdezorientowania policji i przerwania spotkania". Mówcy Counter Teach-In, według PLP, byli "masowymi mordercami (imperialistami!) i architektami straszliwego cierpienia, którzy nie mają prawa żyć, a co dopiero mówić." Innymi słowy, wieczór mógł potoczyć się o wiele, wiele gorzej niż to miało miejsce.
Zasadne czy odrażające?
Zamieszanie zepchnęło na bok debatę na temat polityki wietnamskiej, zastępując ją starciem o działania radykałów i naturę wolności słowa.
Argumenty przemawiające za rozłamem pochodziły wyłącznie z wąskich kręgów skrajnej lewicy i skupiały się na dwóch kwestiach: moralności i władzy. Moralność: mówcy mieli na swoich rękach krew niewinnych i dlatego nie mieli prawa zabierać głosu. Władza: mówcy reprezentowali władzę i zakłócanie ich, jak napisało dwóch studentów, "daje bezsilnym jednostkom szansę wpłynięcia na bieg wydarzeń politycznych". Artykuł redakcyjny w Crimson zbagatelizował zakłócenie jako zwykłe "naruszenie praw protokołu i porządku".
Komiks redakcyjny Jamesa Dobbinsa w Boston Herald-Traveler z 30 marca, 1971 roku, wyrażał powszechny pogląd, że demonstranci są nieokrzesanymi krzykaczami. |
Głosy z całego politycznego spektrum potępiły to zakłócenie. Rada Wydziału zwróciła uwagę na "skoordynowane i długotrwałe wysiłki mające na celu uciszenie" mówców. Około 60 profesorów prawa podpisało oświadczenie wyrażające "najwyższy niepokój" i nazywające zamieszki atakiem na "samą nadzieję sprawiedliwego i współczującego społeczeństwa". Prezydent Harvardu, Nathan Pusey, nazwał to "nagannym wydarzeniem" i "odrażającą zniewagą". Prezydent-elekt, Derek Bok, określił to jako "szczególnie odrażające". The Boston Globe określiło to jako "haniebny występ" i przedstawiło radykałów jako "wrogów tego, co czyni życie wartym przeżycia". Felietonista New York Timesa, Anthony Lewis, nazwał zakłócających porządek "mało rozgarniętymi ludźmi". Przewodniczący Sądu Najwyższego, Warren Burger, wspomniał o zakłóceniach z dezaprobatą w trakcie wezwania do poszanowania zasad grzeczności.
Niektórzy komentatorzy nazywali zakłócających totalitarystami. Historyk, Oscar Handlin, nazwał zakłócenie "krzykiem dzikusów" i porównał "widoczną nienawiść" na twarzach prowodyrów do "nienawiści, którą widzieliśmy na zbyt wielu innych twarzach, w innych czasach i innych miejscach - jak na przykład w Niemczech, 9 listopada, 1938 roku", nawiązując do nazistowskiej Nocy Kryształowej. Podobnie wydarzenie relacjonował reporter Globe, Daniel J. Rea, widząc "pustkę w twarzy, która uosabiała Młodzież Hitlera z lat 30. i Czerwoną Gwardię Mao z Wielkiej Rewolucji Kulturalnej". Cornelius Dalton, z Boston Herald Traveler, porównał taktykę demonstrantów do "taktyki stosowanej przez nazistowskie oddziały szturmowe" i nazwał ten incydent "najbardziej szkodliwym ciosem dla sprawy pokoju od dłuższego czasu".
Kilku profesorów podkreśliło powagę zakłóceń. Mający wówczas 63 lata fizyk Bruce Chalmers zauważył: "Powaga, z jaką patrzysz na ten incydent, zależy w dużym stopniu od twojego wieku. Im jesteś starszy, tym bardziej było to dla ciebie dotkliwe". Cox powiedział, że "nie mógłby przecenić powagi, z jaką patrzymy na ten incydent. Nic ważniejszego ani smutniejszego nie wydarzyło się tutaj na Harvardzie przez długi, długi czas." John T. Dunlop, dziekan Wydziału Sztuki i Nauki i były sekretarz pracy, stwierdził, że "Zakłócenie nauczania było najpoważniejszą sytuacją, jaka wydarzyła się na Harvardzie, odkąd tu jestem." (Przybył tu w 1938 roku, 33 lata wcześniej).
Na znak skrajnego zdenerwowania wydziału, dziekan Dunlop wysłał do członków wydziału niezwykłą i być może jedyną w swoim rodzaju notatkę w historii Harvardu, wzywającą ich do poruszenia tematu wolności słowa ze studentami: "Same publiczne oświadczenia nie są wystarczające. Aby wpłynąć na naszych studentów, konieczna jest cicha i uzasadniona dyskusja z poszczególnymi osobami. Wielu studentów, a nawet niektórzy członkowie kadry wykładowców, nie akceptują tezy, że wolność akademicka wymaga swobodnego wyrażania wszelkich poglądów. ... Mam nadzieję, że w najbliższych dniach poświęcą państwo trochę czasu na przedyskutowanie ze studentami ... tych doniosłych kwestii."
Kara?
W praktyce administratorzy uniwersytetu podjęli dwa kroki przeciwko osobom zakłócającym porządek: wnieśli przeciwko dwóm z nich oskarżenie w sądzie w Cambridge oraz wszczęli przeciwko nim wewnętrzne postępowanie w harvardzkim organie znanym jako Komisja Praw i Odpowiedzialności (Committee on Rights and Responsibilities, w skrócie CRR).
Trzeci Sąd Okręgowy po cichu uznał dwóch studentów za winnych zakłócania porządku i skazał ich na karę więzienia. Przesłuchania i werdykty CRR były o wiele bardziej kontrowersyjne i stały się głównym polem bitwy od momentu zakończenia wydarzenia Counter Teach-In 26 marca, do momentu, gdy CRR wydało werdykty 70 dni później, 4 czerwca. W artykule redakcyjnym, Crimson określił przesłuchania CRR mianem "polowania na czarownice", na które złożyły się "słabe dowody, niejasne zeznania, niedbałe procedury i obojętność wobec prawdy". Przyszły redaktor Washington Post i felietonista, David Ignatius, nawoływał do "niekarania". Trzydziestu dwóch członków wydziału podpisało list otwarty stwierdzający, że "jakakolwiek kara ze strony Uniwersytetu byłaby nie do przyjęcia".
Wśród zwolenników rzucenia książką w osoby zakłócające porządek był Elliott Abrams, ostatnio specjalny wysłannik USA do Wenezueli i Iranu, który napisał: "Musimy przestać błagać o wolność słowa na Harvardzie. Musimy się jej domagać. ... siedzieć cicho, podczas gdy bandy tupiących i krzyczących ekstremistycznych zbirów niszczą wolność słowa na Harvardzie jest moralnym przestępstwem. ... Musimy domagać się ich wydalenia z naszego Uniwersytetu". Przyszły kandydat na prezydenta, Alan L. Keyes, argumentował, że demonstranci "muszą zostać ukarane z całą surowością, jaką dysponuje Uniwersytet".
Fragment artykułu Charlesa Schumera w Harvard Independent, 27 maja 1971 r. |
Dla kontrastu, przyszły Lider Większości Senatu, Charles Schumer, protekcjonalnie odrzucił wydarzenie Counter Teach-In jako "tour de farsa" i opłakiwał to, co uważał za istotniejsze: "upadek organizacji studenckich".
Ostatecznie CRR uznało zaledwie dziewięciu studentów za winnych zakłócania porządku, czyli około 1 procent tych, którzy zaburzyli spotkanie. Z tych dziewięciu, czterech zostało zobowiązanych do tymczasowego wycofania się ze studiów, trzech zostało zawieszonych, a dwóch otrzymało ostrzeżenia. SJP zażądało, aby lewicowe grupy, które zaplanowały zakłócenie, otrzymały stały zakaz korzystania z obiektów uniwersyteckich; w odpowiedzi administracja odrzuciła to odwołanie, uzasadniając to tym, że "nie stwierdzono, aby te 'organizacje' zabraniały korzystania z wolności słowa."
Innymi słowy, kary były ograniczone do symbolicznych; ostre słowa, odwołania do wysokich zasad i ostrzeżenia na przyszłość nie przekładały się na działania. Odpowiedź Harvardu była tak samo ostra retorycznie, jak i słaba pod względem postępowań. W tym sensie Stephen P. Rosen, wówczas świeżo upieczony członek SJP, a obecnie Profesor Kaneb z Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Wojskowych na Harvardzie, kilka dni po tym wydarzeniu trafnie przewidział, że gorączka oburzenia wkrótce minie: "Zapamiętajcie moje słowa, kiedy ta nagła fala słusznego oburzenia minie, uniwersytet zapomni o ostatnim weekendzie [Counter Teach-In]. Nadejdzie wiosna, semestr się zakończy, a życie będzie toczyć się jak zwykle, jakby nic się nie stało".
Alan Dershowitz w 1970. |
Osobiście doświadczyłem tej obojętności, kiedy sam wniosłem oskarżenie przeciwko trzem studentom, Bonnie Bluesteinowi, Martinowi H. Goodmanowi i Johnowi McKeanowi. Sprawa przeciwko Bluesteinowi zapadła mi w pamięć, ponieważ byłem długo przesłuchiwany przez 32-letniego Alana Dershowitza. Przyszły sławny profesor prawa z powodzeniem wykorzystał swoje ogromne umiejętności prawnicze, aby przekonać CRR, że jego klient jest niewinny zakłóceń, których osobiście byłem świadkiem. (Pół wieku później Dershowitz wykonał zwrot o 180° w sprawie zakłócania porządku przez studentów).
Trzeci oskarżony, McKean, był studentem Graduate School of Education, dlatego też profesorowie z tego wydziału prowadzili jego przesłuchanie, które było jeszcze bardziej frustrujące niż CRR. Skarżyłem się dziekanowi szkoły edukacyjnej odnośnie moich doświadczeń z tym incydentem:
Na przesłuchaniu, które Studencko-Wydziałowa Komisja Dyscyplinarna przeprowadziła 20 maja, pan McKean nie zaprzeczył, że brał czynny udział w zakłócaniu porządku, ale raczej twierdził, że był dumny ze swoich działań. W konsekwencji nie zdecydował się bronić przed konkretnymi zarzutami, ale usprawiedliwił swoje zachowanie na gruncie politycznym, twierdząc, że charakter wydarzenia Counter Teach-In sprawił, że zakłócenie porządku było konieczne. Byłem przygnębiony, że Komisja Dyscyplinarna zdecydowała się wysłuchać politycznych argumentów pana McKeana, chociaż mój zarzut dotyczył wykroczenia niezwiązanego z polityką.
Moja prośba pozostała bez echa; McKean nie został ukarany.
List od Williama Bendicka-Smitha, asystenta prezydenta Nathana Puseya, do Daniela Pipesa, 27 kwietnia 1971 r. |
Wniosłem również jedyny zarzut przeciwko członkowi wydziału. Widziałem jak Hilary Putnam, profesor filozofii i członek PLP (która wychwalała go jako "rewolucyjnego komunistę"), krzyczał, by zakłócić spotkanie Counter Teach-In. Później poparł to zakłócenie jako "prawdziwy akt internacjonalizmu". Ale mój zarzut okazał się zbyt niewygodny dla akademickiej administracji, która zakopała go w biurokratycznym labiryncie i tam już pozostał. Sfrustrowany brakiem odpowiedzi napisałem do prezydenta Pusey'a, informując go, że "byłem świadkiem, jak profesor, dr Hilary Putnam, aktywnie zakłócał spotkanie". Asystent prezydenta natychmiast mi odpisał, potwierdzając otrzymanie mojego listu i zapewniając mnie, że "Pan Pusey obejrzy list, kiedy wróci do biura". Na tym się skończyło, więcej w tym temacie nie usłyszałem. Warto zauważyć, że w swoich późniejszych latach Putnam - który był w rzeczywistości głębokim i ważnym myślicielem - w delikatnym sformułowaniu swojego nekrologu w New York Times, "odciął swoje więzi z [PLP] i ogłosił, że jego członkostwo było błędem".
Wydarzenie Counter Teach-In pozostało tematem dyskusji, pojawiając się w 1971 roku na przesłuchaniu Izby Reprezentatnów w sprawie PLP przez Komisję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W swojej książce z 1998 roku, Harvard Observed, John T. Bethell nazwał to "brzydkim naruszeniem wolności akademickiej." W opracowaniu z 2016 r. na temat antykonserwatywnych uprzedzeń na uniwersytetach, Passing on the Right: Conservative Professors in the Progressive University, Jon A. Shields i Joshua M. Dunn Sr. cytują bezimiennego profesora historii, który jako student przeszedł bardziej na prawą stronę po konfrontacji z polityczną nietolerancją kampusowej lewicy w latach 60. On i jego przyjaciele próbowali zorganizować spotkanie"Counter Teach In" na temat wojny Wietnamie. ... To nie skończyło się dobrze. "Ludzie mnie nękali," powiedział. "To było naprawdę bolesne doświadczenie". Na ostatnim roku niechętnie pogodził się z tym, że nie ma już dla niego miejsca na lewicy.
Kto wygrał, a kto przegrał?
Która strona wygrała, a która przegrała podczas wydarzenia Counter Teach-In? W perspektywie krótkoterminowej, radykałowie odnieśli taktyczny sukces zamykając imprezę, z czego otwarcie się chwalili: dla PLP "Zmuszenie tych imperialistycznych dziwaków do odejścia z podkulonym ogonem jest ogromnym zwycięstwem". SDS nazwało to wydarzenie "wyraźną polityczną porażką rządu USA i administracji Harvardu". W ciągu miesiąca radykałowie nakręcili triumfalny film zatytułowany "Sanders Theatre Victory".
Patrząc z szerszej perspektywy, na wiosnę 1971 roku pojawił się powszechny konsensus, że złe zachowanie zaszkodziło sprawie radykałów i pomogło stronie pro-wojennej. Jak napisał jeden ze studentów do Crimson, organizatorzy imprezy "uzyskali znacznie więcej korzyści z zakłóceń niż z przemówień". Rzeczywiście tak było. Długie, fachowe artykuły ukazały się wraz ze wzmianką na pierwszej stronie New York Times. Jeden z rozczarowanych członków publiczności przemówił w imieniu milczących uczestników, żałując, że doszło do zaburzenia, ponieważ poszedł posłuchać i nauczyć się czegoś, czego odmawiała mu lewica. Stwierdził on, że "Jedyną rzeczą, jaką lewica mogła zyskać, przekrzykując mówców, było zrażenie do siebie niektórych ludzi, których opinie nie były jeszcze ukształtowane". New York Times doniosło, że "większość studentów wydaje się uważać, że zakłócenie było godne pożałowania zarówno jako niemoralny czyn, jak i taktyczny błąd."
Socjolog Barrington Moore, Jr. zgodził się z tym, potępiając radykałów za nieumyślne wspieranie "politycznie i moralnie zbankrutowanej sprawy". Aryeh Neier, szef American Civil Liberties Union, odrzucił "niebezpieczną i bezproduktywną taktykę". W tym duchu Newsweek nazwał zwycięstwo radykałów "pyrrusowym". Felietonista New York Timesa, Lewis, stwierdził, że zwolennicy wojny w Wietnamie "będą mieli nadzieję na takie właśnie ekscesy". Boston Globe doszedł do wniosku, że osoby zaburzające wydarzenie " znacząco zaszkodziły" wysiłkom na rzecz zakończenia amerykańskiej wojny w Wietnamie.
Książka Zasady dla radykałów Saula Alinsky'ego ukazała się przypadkowo w 1971 roku. |
Jednak z perspektywy 50 lat sprawy wyglądają całkiem inaczej. Wyjątkowo wysoki status Counter Teach-In – w którym największa sala na najbardziej znanym uniwersytecie w kraju została zarezerwowana na najgorętszą dyskusję dekady – oznaczał, że prawie bezkarne zakłócenie miało ogromny wpływ. To było potężnym komunikatem dla lewicy, który został przez nią w pełni przyjęty i rozbudowany. Zgodnie ze słowami Saula Alinsky'ego (którego Zasady dla radykałów zostały przypadkowo opublikowane w 1971 roku), "Nie przestawaj naciskać. Nigdy nie odpuszczaj." W rezultacie, w dzisiejszym środowisku, wydarzenie takie jak nasze – publiczne popieranie na kampusie szalenie niepopularnej sprawy – nie wchodziłoby w rachubę, gdyż zostałoby z góry odrzucone przez administratorów z powodów technicznych lub logistycznych.
Sposób, w jaki radykałowie postrzegają teraz instytucję, taką jak Harvard, pokazuje tę zmianę. W 1971 roku przedstawiali oni uniwersytet jako wroga, w sposób nie do pomyślenia w 2021 roku. PLP oświadczyło, że "Harvard, jak wszystkie uniwersytety, służy tylko klasie rządzącej". SDS zgodziło się z tym: "Uniwersytet stoi za 'prawem' rzeźników", takich jak Henry Kissinger, Samuel Huntington i Richard Nixon. PLP zamieściło ogłoszenie w Crimson, pytając: "Czy Uniwersytet Harvarda jest otwartym forum dla idei, jak twierdzi administracja, czy też punktem dowodzenia dla imperializmu? Kto powinien zostać wyrzucony? ... My mówimy: wykopać zbrodniarzy wojennych, takich jak Huntington i Kissinger". PLP i SDS wspólnie oskarżyły administrację uniwersytecką o to, że chce "wolności dla siebie, aby kontynuować wyzysk i uciskanie ludzi na świecie." Jak to ujęło PLP, "Harvard działa tu [w Cambridge] i na całym świecie, aby pozbawić ludzi pracy wszystkiego, łącznie z ich życiem." Nienawidzące kapitalizmu i lekceważące fakty PLP odnosiło się nawet do "miliarderów-dziekanów" Harvardu, co było dziwacznym opisem w czasach, gdy Stany Zjednoczone nie miały miliarderów, a sam fundusz Harvardu dopiero niedawno przekroczył granicę miliarda dolarów.
Dziś żaden lewicowiec nie powiedziałby czegoś takiego, ponieważ uniwersytety napędzają idee lewicy i służą jako jej arsenał. W ten sposób tamto dawno minione wydarzenie pomogło utorować drogę monochromatycznym lewicowym uniwersytetom dnia dzisiejszego. Współprzewodniczący SJP, Arthur Waldron, obecnie Lauder Professor of International Relations na Uniwersytecie Pensylwanii, w 1971 roku przenikliwie zauważył jak "represyjny duch lewicy doprowadził wielu profesorów do 'przycięcia żagli'". Okazało się to trwałym wzorcem, który w dużym stopniu wyjaśnia dzisiejsze tchórzostwo środowiska profesorskiego.
Charles Lipson z Uniwersytetu w Chicago zauważa, że nikt na dzisiejszym kampusie nie popiera ludobójstwa, niewolnictwa czy molestowania dzieci, ale raczej "niepopularne poglądy na takie tematy, jak przyjmowanie do pracy na podstawie kwalifikacji, akcja afirmatywna, rywalizacja transgenderowa w sportach kobiecych, aborcja i poparcie dla Izraela". Choć wszystkie te tematy są zasadne w całym kraju, "nie jest tak na kampusach uniwersyteckich, gdzie 'niewłaściwe poglądy' nie są tylko opiniami mniejszości. Są one zakazane, podobnie jak ludzie, którzy ośmielają się je wyrażać. Kwestionowanie tego represyjnego konformizmu wiąże się z potępieniem, zerwaniem przyjaźni i zagrożeniem kariery. Trudno się dziwić, że niewielu powstaje, by mu się przeciwstawić".
Zaledwie kilka dni po ukazaniu się raportu CRR, Nathan Pusey wygłosił swoją ostatnią mowę inauguracyjną jako prezydent Harvardu. Wspomniał o wielkich nadziejach związanych z uniwersytetami w 1945 roku i ich osiągnięciach, po czym dodał ponurą nutę:
Tak marzyliśmy i tak pracowaliśmy. Wysiłek nie przyniósł dokładnie takich rezultatów, jakich oczekiwaliśmy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale teraz nastąpiła zmiana i, jak to często bywa z pogodą, zmianie tej towarzyszyły burze. Uniwersytety nie są już powszechnie podziwiane. Niektórzy ludzie zaczęli nawet postrzegać je nie jako wybawców, ale jako źródło zła, od którego należy ratować społeczeństwo. Opinia publiczna wykazuje mniejszy szacunek dla wydziałów uniwersyteckich. ... Nie ulega wątpliwości, że wchodzimy w nowy, bardzo odmienny i jak się wydaje, bardzo niespokojny okres w edukacji wyższej.
Pusey zakończył takim stwierdzeniem: "Ponieważ tak wielu obecnie kwestionuje wartość uniwersytetów (...) nietrudno wyobrazić sobie ich ponurą przyszłość". I to liczne grono miałoby rację.
Daniel Pipes (DanielPipes.org, @DanielPipes) ukończył Harvard College w 1971 roku. ©2021. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Dodatek
1. Dalsza dokumentacja: (a) 41-minutowe nagranie audio z wydarzenia Counter Teach-In, tutaj; (b) trzyminutowy film z Harvardu z tego wydarzenia, tutaj; (c) dokumentacja pisemna, w tym wycinki prasowe, oświadczenia uniwersyteckie, ulotki, listy, tutaj; oraz (d) moja relacja z tego wydarzenia z następnego dnia, tutaj.
2. Charles Schumer drwił z demonstrantów, którzy próbowali uniknąć konsekwencji swojego czynu: gdy w postępowaniu sądowym "większość protestujących zdawała się teraz skupiać swoje moralne oburzenie na drobnych kwestiach prawnych; gdy oskarżono ich o skandowanie o 20:22, gniew protestującego wzrastał, ponieważ naprawdę skandował o 20:24". PLP zgodziło się z nim, potępiając również tchórzostwo polegające na twierdzeniu, że "ja tylko skandowałem 'Niech przemówią rzeźnicy'", albo zaprzeczali, że dużo skandowali, lub coś podobnego."
3. W przeciwieństwie do dnia dzisiejszego, lewica w 1971 roku prawie nie wspominała o Izraelu, Palestyńczykach, Bliskim Wschodzie czy islamie. Wręcz przeciwnie, ulotka PLP używała języka zupełnie obcego dzisiaj, np. deklarując: "dyktatura robotnicza to jedyne rozwiązanie". Inna wzywała "międzynarodową klasę robotniczą i jej sojuszników [do] całkowitego zniszczenia klasy burżuazyjnej". Klasyczne cele, takie jak dyktatura robotnicza czy zniszczenie klasy burżuazyjnej, zostały zastąpione przez bardziej racjonalnie brzmiące i podstępne cele praw środowisk transgender i Black Lives Matter.
4. Niemrawa reakcja na zaburzenia w marcu 1971 roku kontrastowała z sytuacją sprzed dwóch lat, kiedy to Pusey wezwał policję, by wyrzucić okupantów budynku administracyjnego w kwietniu 1969 roku. Dziekani zmuszeni do opuszczenia swoich biur najwyraźniej mieli o wiele większe znaczenie niż debata na temat wojny w Wietnamie. Waldron widzi w tym kontraście załamanie się misji uniwersytetu. "Przypuśćmy, że zamiast deptania wolności słowa, tłum próbował włamać się do muzeum, by rozbić starożytne wazy i pociąć renesansowe obrazy; reakcja uniwersytetu byłaby o wiele surowsza. Ale z pewnością niszczenie praw jest gorsze niż niszczenie artefaktów. Uniwersytet zmienił się już w 1971 roku, a zmiana ta potem stale postępowała. Nie istnieją już żadne prawdziwie intelektualne instytucje."
List Fredericka Holtona do Daniela Pipesa opisujący szczegółowo wydatki związane z Counter Teach-In, 20 kwietnia 1971 r. |
5. Wiele znanych wówczas osób zaangażowało się w kwestie poruszone podczas wydarzenia Counter Teach-In. Jak odnotowano, Derek Bok, Warren Burger Archibald Cox, John Dunlop, Oscar Handlin, Anthony Lewis, Barrington Moore, Aryeh Neier, Nathan Pusey i Hilary Putnam publicznie wypowiedzieli się na ten temat, podobnie jak rosyjski historyk Richard Pipes (ośmieszył argumentację zwolenników zaburzania). Wśród przyszłych wybitnych postaci znaleźli się Elliott Abrams, David Ignatius, Alan Keyes, Stephen Rosen, Charles Schumer i Arthur Waldron. Alan Dershowitz i Harvey Silverglate bronili demonstrantów. (Ten ostatni mówi mi teraz, że choć uważa, że źle się zachowali, to jednak broni swojego stanowiska z tamtego okresu, gdy ich reprezentował).
6. Z drugiej strony, dziwnym zjawiskiem podczas badań nad tym artykułem było odkrycie, że pewna liczba osób rzucających się w oczy z powodu Counter Teach-In następnie zniknęła. Dla przykładu, niemal wszystkie cytaty w wynikach wyszukiwania dla Johna T. Berlow i Daniela E. Teodoru pochodzą z około 1971 roku.
7. Laszlo Pasztor, Jr. i Arthur N. Waldron współprzewodniczyli SJP. W skład małego zespołu wchodzili również Peter Barzdines, Douglas Cooper, Frederick Holton, John Moscow, John Preston i Stephen P. Rosen. Pełniłem funkcję skarbnika i mogę powiedzieć, że całe przedsięwzięcie kosztowało 564,26 dolarów; niewiele, nawet biorąc pod uwagę wartość dolarów z 1971 roku.