Tłumaczył: David.M.Dastych
Dziewięćdziesięciu dziewięciu ze stu Amerykanów prawdopodobnie nigdy nie słyszało o Amerykańskim Instytucie Pokoju (USIP), ale fakt ten nie przeszkodził wybuchowi gwałtownej polemiki wokół nominacji Daniela Pipesa na członka Zarządu tej instytucji przez prezydenta G.W.Busha.
USIP został utworzony w roku 1984, na mocy aktu prawnego Kongresu USA, „by promować światowy pokój i rozwiązywanie konfliktów między krajami i narodami". Zarząd Instytutu, złożony z przedstawicieli obu partii, reprezentuje wielość ideologii i opinii, lecz każdy z dyrektorów powinien, mocą prawa, „posiadać odpowiednie doświadczenie – praktyczne i naukowe – w sprawach pokoju i rozwiązywania konfliktów".
Pipes wnosi do Instytutu Pokoju głęboką wiedzę na temat islamu i Bliskiego Wschodu, jak również przekonanie, że konfrontacja z islamizmem – radykalną, fundamentalistyczną i często opartą na stosowaniu przemocy ideologią, reprezentowaną przez Osamę bin Ladena i Ajatollaha Chomeiniego - jest kluczem do rozwiązania niektórych najtrudniejszych konfliktów świata.
Słyszy się dziś, jak krytycy nazywają Pipesa „islamofobem" i „anty-muzułmańskim bigotem", którego ignorancję na temat islamu można jedynie przyrównać do jego wrogości wobec islamu. Błoto, którym go obrzucają jest trujące. „Daniel Pipes ma problem – obsesyjną nienawiść do wszystkiego, co muzułmańskie", pisze James Zogby z Instytutu Arabsko-Amerykańskiego. „Pipes dla muzułmanów jest tym, co David Duke dla Amerykanów afrykańskiego pochodzenia". Każdy, kto ma okazję przeczytać lub usłyszeć wypowiedzi Pipesa , szybko się o tym przekona.
Daniel Pipes nie ma zwyczaju zatrzymywać swych poglądów dla siebie. Setki esejów o terroryźmie, islamie i Bliskim Wschodzie wyszło spod jego pióra i ukazało się w wielu publikacjach, od „Atlantic Monthly", przez „Jerusalem Post" do „Foreign Affairs". Napisał niezliczone recenzje książek, wiele z nich ukazało się w „Middle East Quarterly" („Kwartalniku Bliskowschodnim"), czasopiśmie, które Pipes założył w 1994 roku. Jest również autorem lub redaktorem 13 książek, wygłasza prelekcje w całym kraju i często gości w informacyjnych lub publicystycznych programach telewizji. Krótko mówiąc: zgromadził ogromny i szeroko znany dorobek publicystyczny (Znaczną część tego dorobku można sprawdzić w Internecie, na stronach www.danielpipes.org ). Jeśli więc Daniel Pipes byłby tak owładnięty nienawiścią, jak deklarują jego wrogowie, trudno byłoby to ukryć.
Prawda jest zupełnie inna: daleki od podsycania „obsesyjnej nienawiści wobec wszystkiego, co muzułmańskie", Pipes poświęcił większość życia ocenie i zrozumieniu kultury islamu. Zdobył dwa tytuły naukowe na Harvardzie ze średniowiecznej historii islamu, wiele podróżował po świecie muzułmańskim, spędził trzy lata w Egipcie, nawet napisał książkę o gramatyce języka arabskiego.
„Pragnąłem poświęcić się całkowicie pracy naukowej" – powiedział mi kiedyś Pipes, „ale w roku 1978, kiedy obroniłem doktorat, pojawił się na scenie Ajatollah Chomeini, a z nim potrzeba zrozumienia islamu w polityce i odpowiedziałem na to wyzwanie".
Przez następne ćwierćwiecze jego „odpowiedź" objęła szeroki krąg spraw. Lecz jeden temat wysunął się na czoło: groźba ze strony islamizmu. „Wojujący islam jest problemem" – mówi Pipes. „Umiarkowany islam jest rozwiązaniem".
W swym potępianiu islamistycznego ekstremizmu Pipes był szczery, a nieugięty w nawoływaniu, by nie lekceważyć zagrożenia, jakie stwarzają dla świata ludzie w rodzaju bin Ladena i ich zwolennicy na Zachodzie. Gdyby napomnień Pipesa posłuchano, być może nigdy nie doszło by do tragedii 11 Września.
Pipes pisał w 1995 roku: „Niezauważona przez większość ludzi Zachodu wojna została jednostronnie wypowiedziana przeciwko Europie i Stanom Zjednoczonym". Pipes był, czasami, niezwykle przewidujący. Cztery miesiące przed atakiem na podwójne wieże, on i Steven Emerson napisali w „The Wall Street Journal", że Al.-Kaida „planowała nowe ataki przeciwko USA" i że irańscy agenci „pomagali w zorganizowaniu wcześniejszego (...) szkolenia dla bojowników Al.-Kaidy w Libanie, gdzie uczono ich, na przykład, techniki burzenia wielkich budynków".
Tak samo, jak nie ma sprzeczności między determinacją prezydenta Busha, który zapowiada wyplenienie międzynarodowego terroryzmu, a jego często wypowiadanymi deklaracjami solidarności z amerykańskimi muzułmanami – tak nie ma też żadnego konfliktu między twardą linią Daniela Pipesa wobec wojujących islamskich radykałów a jego poparciem dla szanujących tradycję, umiarkowanych muzułmanów, którzy zazwyczaj są pierwszymi ofiarami ekstremistów. I dlatego niektórzy umiarkowani muzułmanie najmocniej go wspierają.
„Nominacja Pipesa [do Instytutu Pokoju] stała się próbą siły dla islamistów, którzy usiłują przedstawiać wojnę z terroryzmem jako wojnę z islamem" – napisał niedawno Hussai Haqqani, naukowiec z Carnegie Endowment for International Peace (Fundacji Carnegiego dla Międzynarodowego Pokoju). „Pipes nie zawsze ma w swych argumentach rację. Jako muzułmanin nie zgadzam się z wieloma rozwiązaniami politycznymi, które on proponuje. Lecz jego poglądy nie są ani rasistowskie, ani ekstremistyczne; mieszczą się w ramach dozwolonej prawem debaty naukowej".
Tashbih Sayyed, muzułmański dziennikarz magazynu „Pakistan Today", podkreśla: Pipes „nie uderza w muzułmanów". „Celem jego ataków jest faszystowska interpretacja islamu. Daniel Pipes jest dla mnie głosem rozsądku".
Najbardziej skuteczni bojownicy o pokój często wyróżniają się dwoma cechami: poczuciem realizmu i niezgodą na tzw. polityczną poprawność. Takie cechy wyróżniające nosi kariera Daniela Pipesa. USIP wzbogaci się przez jego obecność w Zarządzie.